Wypłata za cyfrowy ślad

Kategorie Future

Portal Digital Trends opublikował artykuł, którego autor wysuwa ciekawą tezę: skoro informacja jest ropą naftową XXI wieku, to firmy technologiczne powinny płacić internautom dostarczającym im dane na swój temat. Chodzi o mikropłatności wypłacane za każdy strzęp informacji, który podawany jest w sieci i może służyć do rozwoju algorytmów, sztucznej inteligencji czy innych technologii (jak np. tłumaczenia z różnych języków, czy dopasowania w serwisach randkowych).

Nie tylko darmowy dostęp

Autor, powołując się na wcześniejsze publikacje przekonuje, że rozwiązanie to byłoby nie tylko sprawiedliwe – bo darmowy dostęp do Facebooka czy YouTube’a to stanowczo zbyt mało w zamian za wiedzę, którą poprzez te (i inne) serwisy dostarczamy technologicznym gigantom. Ostatecznie system miałby opłacić się wszystkim stronom, bo użytkownicy mogliby liczyć na zysk z „zajęcia” niezagrożonego automatyzacją (tu zahaczamy o problematykę dochodu podstawowego), a firmy na większe zaangażowanie i otwarcie użytkowników. Oraz oficjalne przyzwolenie na zbieranie ogromnych ilości danych na temat ludzi na całym świecie.

Ile za lajka?

Wprowadzenie takiego systemu na pewno spotka się jednak ze zdecydowanym sprzeciwem technologicznych gigantów, którzy dziś nie muszą przecież płacić za dane w inny sposób niż „darmowym” dostępem do ich produktów czy usług. Byłoby też bardzo skomplikowane z prawnego punktu widzenia. Przecież logując się do serwisu typu Facebook, akceptujemy warunki jego użytkowania. Należałoby więc odgórnie nakazać kontrolującym takie serwisy podmiotom zaproponowanie użytkowniom mikropłatności, a raczej mikrowypłat. To zadanie np. dla Komisji Europejskiej. A najlepiej światowego, zjednoczonego frontu ustawodawców. Jednak pozostaje jeszcze kwestia techniczna: kto miałby wyceniać wartość udostępnianych informacji, kto weryfikować uczciwość tych wycen, kto koordynować salda, kto zapobiegać zarabianiu na różnego rodzaju multikontach, itd. Do ogarnięcia tego wszystkiego musiałby powstać prawdopodobnie odrębny sektor oraz instytucje kontrolne po stronie administracji publicznej. Pytanie, czy tak gigantyczne przedsięwzięcie jest w ogóle możliwe do zrealizowania, a jeśli tak, to czy gra jest warta świeczki. Bo choć ilość udostępnianych przez nas danych rośnie, a serwerownie Big Data zajmują kolejne hektary, trudno zakładać, by wartość cyfrowego śladu pozostawianego przez przeciętnego użytkownika sieci wynosiła kilka – kilkanaście dolarów miesięcznie. Idea jest szczytna, ale jak to często ze szczytnymi ideami bywa, ilość środków zaangażowanych w ich realizację może przewyższyć ewentualne korzyści.

Link do artykułu na DT.

prm

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *